Cała radość i podekscytowanie ulotniło się z niej z
prędkością światła. Problem tkwił w tym, że nie wiedziała dlaczego, przecież to
jedna randka? Potter umawiał się z tysiącami dziewczyn, a ona nie mogła się
spotkać z Travisem? Z chłopakiem, którego naprawdę lubiła? Jednak takie
usprawiedliwianie samej siebie, nic jej nie dało. Przez cały dzień przyjaciele
unikali jej jak ognia, nawet Remus i Emily, którzy nigdy nie stawiali po
którejkolwiek ze stron. Sama Lily nie chciała z nimi rozmawiać, a zwłaszcza z
Dorcas, która uparcie twierdziła, że Ruda nie istnieje. Zielonooka nie widziała
niczego złego w spotkaniu z Krukonem, ale w głębi serca czuła potworny ucisk kiedy
myślała Rogaczu.
James
z uporczywą zawziętością starał się nie patrzeć na nią, a tym bardziej nie
myśleć o niej, ale to było ponad jego siły. Przecież z dnia na dzień nie da się
tak po prostu przestać kochać, prawda? Ten dzień nie wątpliwie był ich
wszystkich najdłuższym dniem, odkąd powrócili do Hogwartu, a są tu zaledwie dwa
dni. Syriusz jako najlepszy przyjaciel Rogacza, poczuł się w obowiązku
wtrącenia się w jego sprawy.
- Nie odważysz się ! – James gonił Łapę po ich dormitorium,
co chwilę rzucając w jego stronę coraz większymi i twardszymi przedmiotami.
- Bo co ?! W końcu ktoś musi ruszyć swój tyłek, i zrobić
coś, zanim będzie za późno. – Rogacz rzucił w niego nocną lampką. Chybił.
- Remus, powiedz mu coś ! – James patrzył błagalnie w
stronę, opanowanego i zaczytanego Lunatyka, który jakby przyzwyczajony do tego
typu kłótni, leżał z książką trzymaną nad głową. Odłożył ją i spojrzał najpierw
na Jamesa, a później na Łapę. Ten drugi szczerzył się do pozostałej dwójki
Huncowców, wyraźnie zadowolony z całej tej sytuacji.
- James, on ma racje coś trzeba z tym zrobić, zanim będzie
za późno.
- Ale, czemu on ? – Tu wskazał na Łapę, a raczej na miejsce
w którym się znajdował, bo on sam zniknął zabierając kawałek jakiegoś materiału
i złożony w prostokąt pergamin.
- Gdzie on jest, Remus! – Nie czekał na odpowiedź biegł już
w stronę drzwi do pokoju wspólnego, ale Lunatyk go wyprzedził.
- Remus, zejdź mi z drogi.
- Śmieszne, mowy nie ma.
- Remus do cholery, zejdź z drzwi! – Nie wytrzymał walną
pięścią w drzwi. Remus jak oparzony odskoczył od drzwi. Rogacz z uśmiechem
satysfakcji próbował otworzyć drzwi – bezskutecznie.
- Co to …
- Zaklęcie cooloportus*.
- Remus ty nie rozumiesz, pomyśl do jakiego stanu Łapka
doprowadzi Lily ?- Nie odpowiedział wrócił na swoje łóżko, założył kurtyny,
rzucił zaklęcie uniemożliwiające odsłonięcie ich i ponownie zaczytał się w
książce. James co chwile rzucał przekleństwa, obelgi, wymyślał plan zemsty na Blacku.
W tym samym
czasie do biblioteki, gdzie siedziała pogrążona w pracach domowych rudowłosa,
zmierzał nadzwyczaj zadowolony z siebie czarnowłosy chłopak. Wparował do
biblioteki z wielkim hukiem, upomniany przez bibliotekarkę, uśmiechnął się
zawacko w stronę rozchichotanych piątoklasistek i skierował swoje kroki w
stronę rudowłosego stworzenia. Ta nie zwracała na niego najmniejszej uwagi, była
tak pogrążona w eseju dla Mcgonagall, że nie zauważyła huku związanego z przybyciem Syriusza. Nie zauważyła również,
że usiadł naprzeciwko niej. Nie zauważyła też, że intensywnie się w nią
wpatruje. Nie zauważyła także, jego potężnego ziewnięcia.
- Udajesz czy naprawdę mnie nie widzisz ? – Lily, aż
podskoczyła gdy usłyszała niski głos, od razu rozpoznała do kogo on należy.
Przybrała sztuczny wyraz twarzy.
- Black, co za miła niespodzianka, co takiego uczyniłam, że
twoja skromna osoba raczyła pofatygować się przemawiając do mnie ?
- Evans, uwierz gdyby nie fakt, że mam do ciebie sprawę,
uwierz nie przeszkadzał bym ci w tym jakże ważnym zajęciu.
- Black, cóż za sprawa cię do mnie sprowadza ? – Tak,
naprawdę domyślała się dlaczego tu przyszedł.
- Ruda, jako iż jestem najlepszym przyjacielem o jakim można
tylko marzyć, pozwolę sobie zadać pytanie, dlaczego ?
Zdezorientowana Lily patrzyła na Syriusza, ten jednak wpatrywał
się w nią wyczekująco.
- Dlaczego, co ?
- Oh, dlaczego umówiłaś się z tym półgłówkiem Travisem ?
- A więc, o to chodzi, to już Potter sam nie może o to
zapytać ?
- Ha! Wiedziałem !
- C-co wiedziałeś ?
- Wiedziałem, że się z nim umówiłaś by dopiec Rogaczowi !
- Black, jedno pytanie, powaliło cię ? Czy jak ?!
- Nie udawaj, że to nie tak !
- Black, tobie do reszty odbiło!
- Tak, tak wmawiaj to sobie może w to uwierzysz. Prawda jest
taka Evans, że chcesz się odegrać na Rogaczu, za te wszystkie panienki z
którymi się umawiał. Jednak nie jesteś aż taka mściwa, więc teraz zżera cię
poczucie winy i nic z tym nie możesz zrobić, bo gdybyś odwołała całą tą randkę
z tym kretynem wyszło by na jaw, że żal ci Rogacza! – Powiedział to takim
wysokim szeptem, że po Lily chodziły dreszcze. W słowach Blacka było więcej
prawdy niż można sobie wyobrazić. Jednak Lily za wszelką cenę nie chciała
dopuścić tego do świadomości.
- Ty i James macie jakieś chore paranoje ! – Wykrzyczała mu
to prosto w twarz. Syriusz jednak wyszczerzył się w jeszcze większym uśmiechu,
powodując u Lily kompletne zdezorientowanie.
- Nazwałaś Rogacza po imieniu. – Wstał, rzucił przelotne
spojrzenie w kierunku, wciąż siedzących tam piątoklasistek i wyszedł,
zostawiając Rudą z jeszcze większym mętlikiem głowie niż poprzednio. Dopiero po
kilku minutach dotarły do niej słowa Blacka. Tak miała poczucie winy, tak
nazwała GO po imieniu, tak jest jej GO żal, i tak po części zrobiła to że by MU dopiec, i tak wiedziała jaki MU przy tym ból sprawiła, ale jednocześnie nie
mogła odwołać randki, bo by się przyznała do tego co powiedział Black. Nie mogła dalej pisać
wypracowania, spakowała swoje rzeczy i ruszyła w kierunku pokoju wspólnego.
Przemierzała opustoszałe korytarze, musiało być już grubo po dziesiątej. Podała
hasło grubej damie, i przeszła przez portret. Odruchowo spojrzała w stronę
kominka i starych kanap. Wszyscy tam siedzieli, wszyscy oprócz niej, wszyscy
się śmiali oprócz niego. Siedział przygnębiony wpatrując się tańczące
płomienie. Spojrzał w jej stronę, ich spojrzenia przeszywały się nawzajem.
Spłonęła rumieńcem, na chwilę śmiechy ucichły i wszyscy podążali w kierunku
spojrzenia Jamesa. Lily speszyła się i pognała do swojego dormitorium. James
posłał karcące spojrzenie przyjaciołom i udał się do swojego dormitorium. Drzwi
trzasnęły w tej samej chwil. W tej samej chwili opadli na łóżka. W tej samej
chwil zaciągnęli zasłony. W tej samej chwili oddali się krainę snów. Ich serca
biły tym samym rytmem, jakby wyczuwając się nawzajem. Ich oddechy w tym samym momencie krążyły po pokojach.
Obudził
się, o dziwo, pierwszy. Nigdy wcześniej nie wstawał tak wcześnie, zazwyczaj Remus,
jako ranny ptaszek w niezbyt miły sposób ich budził. Modląc się w duchu by ten
dzień minął jak najszybciej poszedł pod prysznic. Trzaskając przy tym drzwiami.
Łapa
jęknął w duchu. Czemu on zawsze musi to
robić ? Rzucił poduszką w kierunku Rogacza. Nic. Żadnych krzyków.
Przekleństw. Przezwisk. Próśb. Nic. Zero. Podniósł się z łóżka i podszedł do
„gniazdka” Rogacza. Przerażony stwierdził, że go tam nie ma. Usłyszał cichy
śpiew dochodzący z łazienki. Uśmiechnął się sam do siebie i stwierdził, że Luniaczek
jeszcze śpi. To za te wszystkie pobudki.
Na palcach podszedł do łóżka, wyciągnął różdżkę, wypowiedział formułkę, Remus
zawisł w powietrzu, wypowiedział kolejną formułkę i z jego różdżki wyskoczył
wąski promień wody. Skierował go w stronę Remusa. Ten przerażony próbował
wyrwać się z „łóżka”. Teraz z rządzą krwi wpatrywał się w tarzającego się z
śmiechu Blacka.
- Black, ty debilu, zdejmij mnie !!
Nie zdjął. Tarzał się z śmiechu. James zdezorientowany
wyszedł z łazienki z ociekającymi od wody włosami. Spojrzał najpierw na Łapę,
który wskazał na lewitującego Remusa. James oparł się o ścianą, łapiąc się za
brzuch. Śmiech był nie do wytrzymania. Salwa rechotu przeszyła wszystkie
dormitoria, każdy kto już był w pokoju wspólnym, z zdziwieniem wymalowanym na
twarzy, wpatrywał się w drzwi do odpowiedniego dormitorium.
- Black !!! – Syriusz ledwo trzymający się na nogach od
rechotu, rzucił przeciw zaklęcie na Lunatyka.
- Zobaczymy jak wy się jutro obudzicie. – Z mściwym
uśmiechem wparował do łazienki. Miny im z pochmurniały. James przypominając
sobie jaki dzisiaj jest dzień i co ten dzień ze sobą niesie wyszedł z
dormitorium i skierował swoje kroki do wielkiej Sali. Wchodząc na śniadanie spostrzegł rudowłosą dziewczynę
zaczytaną w książce od eliksirów. Mimowolnie się uśmiechnął, uśmiech jednak mu
spełzł kiedy, podchodził do niej ten półgłówek. Coś jej mówił, uśmiechając się
przy tym szeroko, ona jednak posyłała mu tylko miłe spojrzenia i lekkie
uśmiechy. W końcu lekko rozczarowany wrócił do swojego stołu, a ona powróciła
do przerwanej lektury. James w troszkę lepszym nastroju usiadł koło pałkarzy z
swojej drużyny.
Patrzyła
na niego z żalem w sercu cały czas powtarzając sobie, że to tylko Potter. Nie przyniosło to oczekiwanych skutków. Co
jakiś czas zerkała na niego, był jakiś ponury, przygaszony bez tych iskierek w
oku. W końcu do Sali wparowali pozostali siadając do niego, po nie całych
pięciu minutach śmiali się w najlepsze, tylko nie on. Co jakiś czas zerkali w
jej stronę, ona wtedy udawała, że skrobie coś na pergaminie. Wybuchnęli gromkim
śmiechem. Nie wytrzymała wstała od stołu i wyszła z Sali trzaskając przy tym
drzwiami. Na chwilę ich śmiechy przygasły każdy patrzył wyczekująco w Jamesa,
który pod presją przyjaciół założył na siebie pelerynę niewidkę i poszedł za
nią.
Szła w stronę lochów,
powtarzając w myślach składniki do odpowiednich eliksirów. Już chciała skręcić
w stronę odpowiedniej klasy kiedy ktoś wpadł na nią z głośnym hukiem. Echo
poniosło się po całych lochach.
- Uważaj jak chodzisz. – Od razu rozpoznała ten jadowity
syk.
- Ja, to może ty raczysz zerknąć na coś, poniżej czubka
twojego nosa ?!
- Radzę ci, nie zwracaj się tak do lepszych od siebie.
- Lepszych? Poważnie ? – Zaczęła się śmiać, Narcyza do tej
pory uwieszona na jego ramieniu, sięgnęła do kieszeni, wyjmując różdżkę.
Pozostali, w tym Bellatrix i jakiś Ślizgon, którego niezbyt kojarzyła podążyli
za nią. Lily nie mając wyjścia wyjęła swoją.
- Nie masz szans, Evans.
- A jednak … wiesz jak się nazywam. Czuję się wyróżniona.
- Dosyć ! Malfoy, albo się pośpieszysz albo ja to zrobię !
- Spokojnie Bellatriks, i tak nie ma żadnych szans. – już
otwierał usta by wypowiedzieć zaklęcie kiedy …. no właśnie kiedy.
- Sectu ...
- Hej , Malfoy! Może
ze mną się pobawisz ?! – Ku nim zmierzał James, tak James Potter. Jak zwykle w
dobrym humorze, mimowolnie na jej twarzy pojawił się uśmiech, szybko jednak
przybrała normalny wyraz twarzy wiedząc, że zaraz zrobi się niezbyt śmiesznie,
zacisnęła mocniej palce na różdżce.
- Obrońca szlam, jak mogło cię tu zabraknąć. – Malfoy po
mimo drwiącego uśmiechu uwieszonego na jego twarzy, wyraźnie się wystraszył, on
również zacisnął palce na różdżce. Pozostali wpatrywali się wyczekująco w
Malfoya. Milczał.
- Co, mowę ci odjęło ? – Potter był wyraźnie uradowany całą
tą sytuacją.
-Skoro się upominasz. Cru…- James był szybszy. – Drętwota !
– Z jego różdżki wyleciał promień światła, ugodził Malfoya, ten na chwilę
znieruchomiał i z głośnym trzaskiem opadł na posadzkę. Narcyza od razu
podbiegła do Lucjusza, gładząc jego głowę na swoich kolanach. Belatriks wpatrywał
się to w leżącego Lucjusza to w Pottera, wciąż stojącego w tym samym miejscu.
Owy ślizgon nie przejmował się zbytnio całą tą sytuacją, wynikało to przede
wszystkim z tego że chyba jej nie rozumiał. Wpatrywał się tępo w ścianę . Sama
Lily stała w bezruchu, w duchu dziękując, że nic się nie stało jej, jak za równo
Rogaczowi. W koću Bellatriks mruknęła coś do Narcyzy i chłopaka, niezbyt
rozgarniętego i pomogła podnieść Malfoya. Odeszli grzmocąc wzrokiem Jamesa. Zostali sami, wpatrywali się w siebie przez dłuższą chwilę.
Jak on mógł pomyśleć, że tak po prostu się w niej odkocha. Przecież to niemożliwe, przecież te sześć lat które poświęcił by się do niej zbliżyć nie mogą tak sobie pójść w zapomnienie. Podszedł do niej uśmiechając się w swój "naturalny" sposób, który nie wiadomo czemu nie działał tylko na Evans.
- Oh Evans, już drugi raz w tym roku uratowałem ci życie, może w końcu zasłużyłem na tą randkę? - To zdanie kompletnie zbiło ją z tropu. Czyli nie jest zły, a może tylko udaje?
- Ty tak na serio, nawet teraz Potter ?
- Jakbyś jeszcze nie zauważyła to robię to prawie zawsze. A więc ?
- Chyba sobie żartujesz.
- Lily Evans-królowa sarkazmu.
- Po za tym jestem zajęta. - Myślała, że zrani tym Pottera, ten jednak wyszczerzył się w jeszcze większym uśmiechu.
- A więc to prawda, idziesz na randkę z tym półgłówkiem Travisem ?
- Potter, dla ciebie każdy chłopak, który z mną rozmawia to półgłówek i tak, idę z nim na randkę, a tobie nic do tego!
- Czyli Black miał rację. - Nie dał jej nic powiedzieć tylko zniknął za zakrętem prowadzącym do sali. Zabrzmiał dzwonek, uczniowie spływali pod klasę jak woda po rynnie. Lily jako ostatnia dotarła pod salę. Lekcja minęła w przerażająco szybkim tempie, zresztą pozostałe też. U Lily pojawiły się wątpliwości dotyczące randki z Travisem. Cały czas myślała czy będzie w stanie rozmawiać z przyjaciółmi, czy kiedykolwiek Doracs i Emily się do niej odezwą, czy podczas patrolu z Remusem będzie mogła swobodnie z nim rozmawiać ? Może po prostu wykręcić się nie istniejącym dyżurem ? Nie, przecież robiąc to przyzna rację Blackowi. No nic, trzeba pójść na tą randkę i udawać, że się miło spędza czas.
Zakończyły się wszystkie lekcje, do spotkania zostały jej dwie godziny. Umówiła się z Travisem, że będzie czekał na nią przed wyjściem na błonia. Wpadła do dormitorium. Chwyciła wcześniej przygotowane ubrania i weszła do łazienki. Wzięła szybki prysznic i zaczęła suszyć włosy różdżką. Nie zdziwiła się, że w dormitorium nikogo nie ma. Założyła jasne rurki ładnie opinające jej nogi, szarą bluzkę z długim rękawem, rękawy ciasno leżały na jej rękach natomiast reszta luźno układała się na jej ciele. Włosy rozpuściła, pozwoliła im "żyć własnym życiem". Wszystko zrobiła w niecałe 40 minut. Pozostały czas przeznaczyła głównie na krążeniu po pokoju i bicie się z własnymi myślami. W jej głowie ponownie narodziły się wątpliwości. Zrezygnowana spojrzała na zegarek, za piętnaście piąta. Wyszła z dormitorium, włożyła różdżkę do buta sięgającego ponad kostkę i zeszła po schodach. Odruchowo spojrzała w stronę kominka, siedzieli tam wszyscy oprócz Jamesa. Uświadomiła sobie że ma niecałe dziesięć minut i wyszła z pokoju wspólnego. Nawet mnie nie zauważyli. Kierowała się w stronę wyjścia, po drodze mijając pełno uczniów, młodszych, starszych, nauczycieli, pary .... W końcu dotarła do umówionego miejsca, już tam na nią czekał. Na jej widok uśmiechnął się szeroko i podał jej swoje ramię. Odwzajemniła gest i podała mu swoją rękę.
Spacerowali po błoniach, rozmawiali, wprawdzie rozmowa przypominała monolog Travisa na temat jego przyszłości, ale Lily dzielnie mu przytakiwała i próbowała słuchać. Po zrobieniu okrążenia wokół jeziora. Travis wpadł na pomysł, który nie byt pasował do profilu prefekta.
- Lily co ty na to? - Travis zatrzymał się stojąc twarzą w twarz z Rudą.
- Hm .. co ? - Przybrał dosyć niemiły wyraz twarzy. Po odliczeniu kilku wdechów uśmiechnął się sztucznie i powtórzył pytanie.
- Przejdziemy się do lasu ? - Nie uwierzyła. Nie uwierzyła by, ktoś taki jak Travis mógł wpaść na taki pomysł.
- Do zakazanego lasu ? - wykrztusiła.
- Tak, to właśnie powiedziałem, chyba, że znasz inny las nie daleko zamku ?
- Chyba sobie żartujesz, po za tym już się ściemnia i powinniśmy wracać.
- Lily, proszę tylko na chwilę.
- Po co ?
- Oh, nie udawaj, że nigdy nie chciałaś tam wejść.
Oczywiście, że chciała, ale takie zachowanie kłóciło się z jej naturą. Jednak teraz, ta pokusa była silniejsza, po za tym, był z nią Travis i oboje mieli z sobą różdżki.
- Dobra, ale tylko zobaczyć jak tam jest.
- Świetnie, chodźmy . - Wziął jej rękę i prawie biegiem wprowadził ją na skraj lasu. Szybko odwróciła głowę w kierunki chatki Hagrida. Paliło się tam światło. Obraz rozświetlonej chatki szybko minął Travis z ogromnym zapałem prowadził ją w głąb lasu. Była dziwnie zaskoczona jak Travis pewnie prowadzi ją po lesie. Byli już tak daleko od wyznaczonej ścieżki. Lily nie była w stanie wyrwać się z uścisku chłopaka. Co jakiś czas prosiła go by się zatrzymał, cofnął, puścił ją, a on udawał, że jej nie widzi. Nagle się zatrzymał, puścił jej rękę i ....chyba nasłuchiwał. Lily pocierając nadgarstki również nasłuchiwała. Po kilku minutach usłyszała tędęt kopyt. Przestraszyła się złapała Travisa za ramię. Odepchnął jej rękę i zaczął się cofać. Po chwili za krzaków wyłoniła się sylwetka mężczyzny. Miał włosy do ramion, całkiem pokaźną brodę, małe ... małe rogi, kilka chwil później zorientowała się, że przed nią stoi centaur z łukiem na plecach, nie wiedziała kiedy ale z jednego zrobiło się ich piętnastu. Wystraszona szukała pomocy u Travisa, po którym ślad nie został. Wystraszona sięgnęła po różdżkę, byli szybsi ich strzały były nadziane na łuki. Wpatrywali się w nią z dziwną zawziętością.
- Nie bądź głupi, to tylko dziecko. - Jeden z nich wyciągnął rękę w stronę drugiego.
- Dziecko, spójrz na nią, to prawie dojrzała kobieta, a Dumbledore nie dotrzymał słowa. - ponownie wycelował w rudą. Kroczyli coraz bliżej, teraz mogła zobaczyć każdy najmniejszy szczegół ich ciała. W myślach próbowała przypomnieć sobie odpowiednią formułkę, na nic. Nic nie przychodziło jej do głowy. Po kilku nastu minutach, które dłużyły się nie miłosiernie, z przeciwległej strony dobiegł szmer, wszystkie oczy zostały zwrócone ku owemu drzewu. Wyszedł ogromny czarny pies, na głowie miał ... szczura. Nerwowo chodził mu po głowie, z drugiej strony wyszedł jeleń. Z dziwną zawziętością wpatrywał się w Lily. Spojrzeli na siebie, cała trójka kiwnęła głowami i ponownie zaszyła się w otchłań lasu. Rudowłosa pokładała taką wielką nadzieję, że te zwierzęta jej pomogą. Nie długo trwały jej rozmyślenia, z każdego widocznego jej punktu, wyłaniały się snoby światła ona sama została ugodzona jednym z nich. Jednak to nie było jakieś zaklęcie śmiercionośne ani rozbrajające, to była w pewnym sensie ochrona przed pozostałymi zaklęciami. Wszędzie było słychać wrzaski i tupot centaurów. Z każdego możliwego miejsca słychać było wrzaski. Jeden z nich był głównie skierowany do niej.
- UCIEEEKAJ !!! - Gdzieś słyszała ten głos. Gdzieś? Dobrze go znała. Po tych słowach ruszyła w stronę wcześniej nie zauważalnej ścieżki. Biegła po mimo bólu rosnącego z każdą sekundą, na całym ciele miała liczne rozcięcia, jej bluzka była cała w krwi, a włosy posklejane. W pewnym momencie potknęła się o wystający korzeń. Upadła z głośnym trzaskiem, poczuła, że ochrona wcześniej wyczarowane momentalnie znika. Nie potrafiła się podnieść, ból przeszywał każdy centymetr jej ciała. W końcu opadła na mokrą od wilgoci, ziemię. Poczuła, że ktoś ją podnosi, poczuła silne ramiona, poczuła jej tak dobrze znany zapach. Nie mogła zobaczyć kto był jej wybawcą, powieki były nie wyobrażalnie ciężkie. Co jakiś czas słyszała, przepełnione błagalnym tonem, głos.
- Proszę ... Lily, nie opuszczaj mnie. - zrozumiała, niósł ją James.
Zaklęcie cooloportus* - zaklęcie, które powoduje szczelnie zamykanie drzwi jak i okien. Nie ma żadnego zaklęcie które było by w stanie otworzyć drzwi bądź okno wcześniej zaczarowane przez to zaklęcie.
- I znowu dramatyczny koniec. Nic innego nie przyszło mi do głowy. Co do notki, specjalnie użyłam tylu powtórzeń, by nadać jakiegoś klimatu. Mam nadzieję, że to się sprawdziło. Chciałabym też dodać, notki z charakterem " James całym sercem kocha Lily" na jakiś czas znikną, nie licząc tej i kolejnej. Mam w planach dosyć wielkie kłótnie pomiędzy nimi, które w przyszłości doprowadzą do budowy pewnego uczucia ... Jednak możecie się spodziewać spektakularnych wydarzeń. Jak zwykle, z resztą, zapraszam do polecania bloga, obserwowania go i czytania, to przede wszystkim.
- Kath
fajne ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńKiedy następny rozdział nie mogę sie doczekać ?
OdpowiedzUsuńKlaudia
Postaram się w niedzielę, ale to nic pewnego.
UsuńŚwietne *o*
OdpowiedzUsuń