wtorek, 11 grudnia 2012

"[...]wujek Voldzio zrobił sobie wycieczkę do Zakazanego Lasu ..."



- To na prawdę konieczne? Nie możemy poczekać do jutra?- Głos choć już gdzieś słyszalny, zdawał się być obcy. Dopiero po usłyszeniu pozostałych zdała sobie sprawę z położenia sytuacji.
- Panie, Lupin, gdyby to zależało od mnie, tak też by się stało. Jednakże nie ja sam podejmuje decyzje, a całe grono pedagogiczne. - W jej głowie pojawił się obraz, świdrujące i przenikające spojrzenie profesora Dumbledora, choć miała zamknięte oczy, mogła sobie rękę uciąć, że tak właśnie było.
- To nie dorzeczne ... - Dorcas, Lily  czasem była pod ogromnym podziwem, jak dobrze naśladowała głos jej matki.
- Dajcie spokój, pojedzie tam, oni odwalą swoją robotę jak to na medyków przystało, i wróci. - Black, w porównaniu z normalnym tonem głosu, tym razem powiedział to za głośno. Lily aż, syknęła z bólu. Wszystkie głowy  zwróciły się w jej stronę.
- Lily ...
- Black, nie wrzeszcz tak.
- Tak, tak jak zwykle moja wina. - Lily próbowała się uśmiechnąć, jednak wszystkie mięśnie jej twarzy niesamowicie ją bolały, chyba to docenił, bo jego twarz przybrała łagodniejszy wyraz.
- Jak się się czujesz, panno Evans ? - Tak, jak przewidziała. Jego delikatne okulary łagodnie opadały na jego haczykowaty nos, a jego spojrzenie, jak zawsze, miało przenikający charakter.
- Szczerze, mam wrażenie, że głowa zaraz mi pęknie.
- Tak, tak to normalne. Chociaż dziwne, że obudziłaś się tak szybko, zazwyczaj czarodziei z tak poważnymi obrażeniami zawozi się do Munga, ale cóż. Jak widać masz bardzo silny organizm. - Wypowiadając ostatnie zdanie, uśmiechnął się jak to miał w zwyczaju. Najbardziej niesamowitą cechą u Dumbledora było to pogodne nastawienie, nawet kiedy nie było widać żadnej deski ratunku...
- No dobrze, wygląda na to, że musi pani jeszcze odpocząć, sen jest jedną z ważniejszych rzeczy, które są potrzebne po odzyskaniu przytomności.
- Ale ja już się wyspałam, po za tym obudziłam się w nocy.
- Jak to przecież byliśmy tu całą noc ... - Dorcas, nie co zdezorientowana patrzyła na wszystkich obecnych z lekkim podenerwowaniem.
- Tak, tyle, że spaliście, a ty co jakiś czas mruczałaś coś w stylu "Black, ty idioto". - Wszyscy wybuchli nie kontrolowanym śmiechem. Wrócił nastrój. Tylko Dorcas na początku była oporna i próbowała udusić Lily.
Nie zauważyli kiedy profesor upuścił pomieszczenie, po prostu nie widział większej potrzeby przebywania z "młodymi". Śmiali się dopóki, pani Pomfrey ich nie uciszyła dosyć brutalnym zaklęciem.
- Myślałem, że wiązanie języków uczniom jest zabronione. - Potter masował swoją szczękę, jakby to w jakikolwiek sposób miało pomóc.
- Nie narzekajcie, za czasów Slytherinu było gorzej, a teraz panno Evans, skoro ci się tak wyrywa do pokoju wspólnego, to weź to na ból głowy. Profesor Slughtron sam to wyważył. No więc, znikać mi stąd.


Szli mijając portrety, które na widok grupy, dawno nie chichoczących, słynnych Huncwotów i Dam, były pod nie małym zdziwieniem. Chłopaki z zawziętymi minami opowiadali najróżniejsze historie, nie które były zmyślone, by Lily nie zorientowała się, że cały zamek, nawet część Ślizgonów była pogrążona w rozpaczy? Smutku? W każdym bądź razie humory raczej im nie dopisywały. Jednak z doniesień Huncwotów wynika, że Rudą ominęły wydarzenia takie jak: Oblanie Ślizgonów jakimiś glutami, które miały być na podobieństwo śluzu, kolejna wielka miłość Dorcas chyba ma na imię Toby, ale nie jest tego do końca pewna, zakończenie związku  prefektów naczelnych Ravneclawu, Anne Lucas i Caleba Vievien, na co zareagowała dosyć  smutno, z tego względu, że bardzo przyjaźniła się z obojgiem prefektów, po za tym odbyły się liczne bójki pomiędzy drużynami Quidditcha, ponieważ zbliża się pierwszy mecz pomiędzy domem Orła i Borsuka. W końcu po licznych rewelacjach z ostatniego tygodnia dotarli do pokoju wspólnego. Wszystko wydawało się być takie samo, choć czegoś jej brakowało,a raczej kogoś.
- Ogniste rumaki .
- Poczekajcie chwilę. - Wszyscy się zatrzymali wyczekująco wpatrując się w Lilkę. Syriusz jedną nogą był już w pokoju, ku oburzeniu Grubej Dany.
- Gdzie jest Emily? - Wszyscy spuścili głowy i weszli do pokoju. Lily nie mając wyboru poszła w ich ślady. Po przejściu przez portret ledwo dogoniła pozostałych, którzy już stali na schodach prowadzących do dormitoriów.
- Hej! O co chodzi, gdzie Emily ?  - Nikt nie odpowiadał, stali nieruchomo zafascynowani własnymi butami.
-Dorcas, powiedz coś. - Chwyciła kościstą rękę Dorcas i zarzuciła jej błagalne spojrzenie.
- To my już pójdziemy. - Lily nie zwróciła większej uwagi na oddalających się Huncwotów.
- Chodź do pokoju. - Dorcas delikatnie zabrała dłoń z uścisku Lily i poprowadziła ją do innego, niż dotychczas, dormitorium. Po wejściu do odmiennego pomieszczenia, zrozumiała. Były tam tylko dwa łóżka, o jedno za mało.
- Dorcas, gdzie jest Emily, Dorcas... - Wręcz błagała, swoją przyjaciółkę. Ta siedziała prosta jak struna na krawędzi swojego łóżka.
- Dorcas, proszę powiedz .. - Jej oczy zaszkliły się pod wpływem emocji.
- Dorcas... powiedz coś ... Do
- Nie wiem gdzie jest, nie wiem co teraz robi, nie wiem czemu jej nie ma, nie wiem czemu odeszła. Lily, na Merlina ja nawet nie wiem czy ona żyje! - Nie wytrzymała, słowa wypłynęły z niej tak gwałtownie, że nawet nie zdołała dokładnie przeanalizować tego co powieziała. Po ostatnim zdaniu zatkała sobie usta rękoma.
- Lily ja nie chciałam ..
- Spokojnie, ale kiedy ... jak ?
- Dwa dni po twoim ... no wiesz.
- Tak, ale nic nie zostawiła ? Nic?
- Zostawiła, ale profesor kazał nam czekać do twojego powrotu. - Dopiero po dziwnym spojrzeniu zdała sobie sprawę z wypowiedzianych słów.
- Przepraszam, nie chciałam żeby to tak zabrzmiało.
- Nic nie szkodzi. Czyli już wszystko przesądzone, nie wróci? - Dorcas lekko zbita z tropu wpatrywała się w nią z  zdziwieniem.
- No, przenieśli nas do innego dormitorium, czyli sądzą, że nie wróci w najbliższym czasie.
- Też tak na początku myślałam, może wywnioskowali to po liscie, który zostawiła.
- Wątpię. Może Dumbledore jest szalony, ale nie na tyle by czytać czyjąś pocztę . - Westchnęła głęboko, nie mogła uwierzyć, że osoba tak bliska jej sercu, odeszła bez słowa. Emily była nadzwyczaj pogodną drobną blondynką, która swoim optymizmem mogła zarazić każdą osobę. Jej niebieskie oczy były równie przenikliwe jak Dumbledora, co ułatwiało jej pomaganie w problemach. To nie było w jej stylu. W prawdzie  nigdy nie znała rodziny Norton, więc opcja, że ją zabrali jest bardzo prawdopodobna. Opadła na jedno z łóżek, które najwyraźniej należało do niej. Rozejrzała się po dormitorim pozornie wyglądało tak samo, z wyjątkiem braku jednego łóżka. Poczuła że pod zamkniętymi powiekami robi się wilgotno. Szybko otarła denerwujące łzy, które już zdążyły jej opaść na policzki. Nie była przyzwyczajona do tego typu okazywania uczuć, nie była osobą wylewną. Westchnęła głęboko, dopiero co, wróciła do żywych, a już czuje się jakby była martwa. Czuła pulsujący ból na wysokości skroni. Odruchowo sięgnęła ręką i delikatnie masowała uporczywe miejsce. Nagle przypomniała sobie o otrzymanym wywarze. Wstała od łóżka i zaczęła się kręcić po pokoju, jednocześnie zastanawiając się gdzie podziała tą buteleczkę. Ból stał się nie do wytrzymania. Dorcas otworzyła oczy i zerknęła na kręcącą się po pokoju rudowłosą dziewczynę .
- Czego szukasz?
- Tej butelki, no wiesz z eliksirem.
- Idź do Pomfrey, pewnie ma więcej.
-Myślisz?
- Tak, idź, a ja pójde się umyć, pamiętaj jak będziesz wracać dormitorium 10 .
Zawsze było 9 .
Nie czekała wyszła z pokoju . W wspólnym świeciło pustkami, z prędkością światła przemierzyła pokój i opustoszałe korytarze. Po nie lada wysiłku dotarła do drzwi skrzydła szpitalnego. Po przejściu przez próg do jej nozdrzy dotarł silny odór eliksirów w tym najpotężniejszy środek na ból głowy. W pomieszczeniu panowała idealna cisza,  po tym spostrzeżeniu wywnioskowała, że pielęgniarki nie ma. Rozejrzała się po sali po prawej stornie od drzwi wejściowych stała wielki dębowy regał, który był powypychany najróżniejszymi eliksirami. Bez problemu odnalazła właściwy, sama się obsłużyła, i wypiła sporą dawkę eliksiru. Uderzył ja mocny zapach i na chwilę straciła świadomość. Kiedy już doszła do siebie, poczuła wspaniała ulgę. Jej głowa poczuła się przyjemnie lekka. Odetchnęła z ulgą.

                Przemierzała zupełnie puste korytarze, za oknami panowała całkowita ciemność pojedyńcze gwiazdy ozdabiały czarne i mroczne niebo.  Portery były pogrążone w głębokim śnie, niektóre cicho mruczały albo chrapały. Przechodziła obok  głuchych sal. W pewnym momencie minęła, dawno nie otwieraną, salę od obrony prze czarną magią, usłyszała ciche szepty. Nie była typem wścibskiej dziewczyny, ale ciekawość i lekkie zaintrygowanie sytuacją zwyciężyło. Zbliżyła się do drzwi i przyłożyła prawe ucho do drzwi.
- Łapo, ty też tam byłeś, i też to widziałeś. Nie udawaj, że tego nie było!
- Nie udaje, ale ty na prawdę myślisz, że wujek Voldzio zrobił sobie wycieczkę do Zakazanego Lasu, no proszę Cię, aż takim debilem to on nie jest.
- Na Merlina, to oczywiste. Ten półgłówek Travis próbował tam zaciągnąć Lily, ale przestraszył się centaurów. Pewnie Smarkerus coś naopowiadał Voldemortowi o Lily, a ten kazał Travisowi ją przyprowadzić.
- Rogacz ...
- Nie Syriusz, jak inaczej to wyjaśnisz, przecież Lily była z Smithem !
- Nie krzycz, pół zamku obudzisz. Po za tym, może Ruda wpadła tam przez przypadek.
- Taa, pewnie przez przypadek wpadła na sam środek Zakazanego Lasu. Black, ty to jednak masz łeb.
- Przestań, wiesz, że nie żartuje.
- Wierzysz w moją teorię ?
- A nie lepiej po prostu się jej zapytać ?
- Tak i najlepiej powiedzieć jej, że mamy mapę, pelerynę, a do tego co pełnię zmieniamy się w włochatego psa, jelenia i szczura, żeby pomóc naszemu przyjacielowi WILKOŁAKOWI.
- Masz rację, ale na razie nie mamy pewności porozmawiajmy rano, teraz to ja chcę się przytulić do mojej poduszki.
- Dobra chodź.
Była zszokowana tyle informacji dla osoby, która właśnie wyszła z szpitala, to było zbyt wiele. Jednak nie miała czasu na dalsze rozmyślenia w jej kierunku zmierzali Potter i Black, których rozpoznała po "Rogaczu" i "Łapie". Musiała jak najszybciej znaleźć jakiekolwiek miejsce na kryjówkę. Najlepszym rozwiązaniem była zbroja, która dokładnie zakryła szczupłe ciało Lily. Drzwi się otworzyły i wypuściły dwóch młodych chłopaków. Przeczekała kilka minut, aby mogła swobodnie wyjść zza zbroi.

      Ból głowy powrócił. Tyle, że z zdwojoną siłą. Powtórnie przemierzała korytarze siejące pustkę i grozę.   Mijała portrety ukryte w cieniu. Korytarze ciągnące się niemiłosiernie były oświetlane jedynie przez księżyc, który rzucał nikłe światło na zamek. Szła powolnym, bezsilnym krokiem, który echem odbijał się od ścian. Nie zdawała sobie sprawy, że z naprzeciwległej strony zmierza równie zamyślona postać. Miały równe kroki i oddechy, które z każdą chwilą stawały się coraz szybsze i głośniejsze. W pewnym momencie wpadły na siebie z głuchym trzaskiem.
- Uważaj jak łazisz. - Nieznajoma brunetka posłała Lily gniewne spojrzenie. Co było przerażające zważywszy na przejrzysty kolor jej oczu. To powiedziawszy wstała i szybkim krokiem oddaliła się w stronę wschodniej wieży. Lily powoli się podniosła i otrzepała z kurzu, który się skumulował na jej szacie. Obejrzała się tylko za nieznajomą i ruszyła w stronę wieży Griffindoru.

- Lily na miłość Boską gdzie ty się podziewałaś ?! Myślałam, że znowu coś ci się stało. Nie miała teraz ochoty na babskie zwierzenia, wolała uwalić się na łóżko i zasnąć.

- Co ? Ach, Pomfrey mnie trochę zatrzymała. - Nie miała teraz ochoty na babskie pogaduchy o tym dlaczego jej nie było. Była zmęczona a dzisiejsze wydarzenia utwierdziły ją w przekonaniu, że im dłużej śpi, tym lepiej.
- O, no dobrze. jutro jest sobota, jeśli chcesz mogę Ci pomóc z lekcjami. 
- yhy, dzięki pójdę już spać. - To stwierdziwszy  rzuciła się na łóżko i zasnęła. Dorcas nie mając zbytniego wyboru poszła w jej ślady.

Słońce zmieniło wartę z księżycem i ponownie zawitało na niebie. W prawdzie pogoda była znakomita, jednak większość uczniów wolała wylegiwać się w swoim łóżku. Podobnie jak Lily, który teraz była maltretowana przez Dorcas.
- Ja Cię błagam, daj mi odpocząć. 
- Odpoczniesz sobie jak umrzesz, chodź. Zobacz słońce wstało, dzieci wrzeszczą jak opętane. Dzień zawitał, wstawaj.
- W takim razie umarłam, daj mi odpocząć.
- Dobra, sama tego chciałaś. - Nie musiała chwytać różdżki wystarczyło sięgnąć ręką i pociągnąć za pościel. Lily od razu jęknęła i skuliłam nogi. 
- Dorcas, jest sobota, proszę .....
- Ja ciebie też proszę, mieliśmy iść do Dumbledora. 
Lily nie chętnie przetarła oczy i spojrzała na uśmiechniętą Dorcas. 
- Mieliśmy pójść do Dumbledora. - Dodała ciszej i mniej entuzjastyczniej. 
- My ? - Lily krytycznie spojrzała na Dorcas.
- No wiesz, ja, ty, Syriusz, James, Remus no i Peter.
- Od kiedy jesteś z nimi na T  ?
- Od czasu twojego wypadku. Chłopaki razem z mną przesiadywali u ciebie, w Szpitalu.
- Oszczędź mi szczegółów. Czekaj idę się umyć. - Evans nie czekając na reakcję przyjaciółki popędziła do łazienki wykonując wszystkie poranne czynności. Po nie całych 20 minutach była gotowa. Nie potrzebowała nie wiadomo jakich zabiegów upiększających. Wyszły z dorimitorium, jednak nie dane im było opuścić pokój wspólny. Tłumy Gryfonów próbowało się przecisnąć do Lily, aby ją przytulić i zapytać jak się czuje. Nawet fanclub Pottera, który szczerze nienawidził Evans, się do niej uśmiechał. Nie wątpliwie była osobą lubianą i znaną. Może to dzięki " Evans, umówisz się ze mną", a może po prostu, że byłą wyjątkową czarownicą. Po prośbach Lily, tłum wreszcie dał jej odetchnąć. Po przejściu przez portret, doszły do wniosku, że nie są głodne i pójdą od razu do Dumbledora, tylko trzeba znaleźć Huncwotów i Petera. Nie musiały długo się zastanawiać, to było oczywiste że teraz się obżerają w Wielkiej Sali. 

- Ruszcie tyłki idziemy do Dumbledora . - Dorcas bez obwijania w bawełnę przeszła do sedna sprawy. 
- A można trochę grzeczniej ? - Black z pełną buzią wyszczerzył się w uśmiechu. Co było imponujące, bo żadna część jego posiłku nie wyleciała mu z ust. 
- Szanowny Paniczu, czy mógł by Panicz RUSZYĆ TEN CHOLERNY TYŁEK ?!
- O widzisz jak ładnie, oby tak dalej, Medowes. - Reszta, przyglądała się im z uśmiechem na twarzy. 
- Zakład, że za dwa tygodnie będą razem ? - Remus szeptem zwrócił się do Pottera.
- Za tydzień. 
- Zgoda. - Splunęli sobie w dłonie i złączyli je na znak zakładu. 
- Dobra, możecie przestać, chodźcie. 
- Zobacz, Ruda potrafi. - Dorcas posłała mu mordercze spojrzenie, na co on zareagował całusem w powietrzu. 
- Ja was nie rozumiem, zaraz mamy się dowiedzieć czegoś o zniknięciu Emily, a wy zachowujecie się jak bachory. To jest nasza przyjaciółka ! Przynajmniej moja. - Nie czekała na reakcję pozostałych tylko popędziła do gabinetu dyrektora. Reszta, która szła równie szybkim krokiem, pozostała w tyle. Nie odezwali się ani razu do końca drogi. Drzwi prowadzące do gabinetu, były imponujących rozmiarów. Były marmurowe, a po jego obu stronach stały dwa potężne lwy.  Prawdopodobnie jako znak dyrektora z Griffindoru.
- Dobra, ktoś zna hasło ?
- Pff. Proste. - James odchrząknął i ustawił się na przeciwko drzwi. - Pachnące paszteciki. - Drzwi rozsunęły się ukazując schody. James jako dżentelmen przepuścił Lily i Dorcas. Evans jako pierwsza dotarła do drzwi. Delikatnie stuknęła o mniejsze tym razem. Nikt nie odpowiadał zapukała trochę mocniej i głośniej. 
- Na Merlina, Ruda! - Black bez żadnych skrupułów wtargnął do pokoju dyrektora. Po wejściu do pomieszczenia w oczy rzuciła się ... pustka. Owszem były przeróżne magiczne przedmioty, ale po Dumbledorze nie było śladu. Pozostali czuli się jak u siebie i oglądali owe rzeczy. Lily jednak miała jeden cel znaleźć ten cholerny list. Nie musiała czekać długo, od razu zauważyła białą kopertę podpisaną pismem  Emily.
- Jest! - Wszyscy spojrzeli na Rudowłosą, która w ręku trzymała kopertę.  - Otwieraj.-Spojrzała się po wszystkich o wyciągnęła pergamin. Na pierwszy rzut oka były widać krople łez. Lily w tym samym czasie co Dorcas przełknęła ogromną gule w gardle. 


Muszę się śpieszyć. Nie mam za wiele czasu. Nie długo opuszczam mury Hogwartu. I prawdopodobnie nigdy tu nie wrócę. Przepraszam, że was oszukałam, ale nie mam tak wspaniałej rodziny jak wy. Moi chcą mojego dobra, większego dobra. Nie wyobrażają sobie mojej dalszej edukacji tutaj. Chcą mnie uczyć w domu. Jak prawdziwi Śmiercożery. Przepraszam. Kocham Was.

Em.

Pod poprzednią notką znalazły się  upragnione 3 komentarze, teraz też liczę na wasze zdanie i  propozycje dotyczące ankiety.
- KATH.